Ikonosfera nr 3, 2011

(spis treści)
 

Ikonosfera nr 2, 2008

(spis treści)
 

Ikonosfera nr 1, 2006

(spis treści)


           

Wydawnictwo UMK 

      

 

 

 

BLOK

 

Monika Drożyńska

grounding@op.pl

 

 

 

Od zawsze fascynowały mnie bloki. Widziałam w nich tajemnicę. Masa, którą tworzą jednostki. Ludzie, którzy mają własne życie, problemy, radości. Takie jak moje i zupełnie inne, ale równie ważne. Projekt Blok jest dla mnie rozliczeniem się z masą, czyli nieznanym. Chciałam podzielić masę na jednostki, dalej nie było już rachunku czy matematyki, dalej był/jest tylko Człowiek.

 

Wybierając jeden z krakowskich bloków do projektu, nie kierowałam się łatwością dojazdu czy znajomością któregoś z mieszkańców. Wręcz przeciwnie, miał być to blok, którego nie znałam, zupełnie obcy. Najbardziej obiektywną formą wyboru wydało mi się losowanie. Pierwszy etap: losowanie części Krakowa. Drugi: wybrałam się na miejsce, spisałam numery bloków i „wyciągnęłam mój z kapelusza”.

 

Moje osiedle było blokowe, anonimowe, puste. Wiedziałam, że gdzieś wśród tych mas betonu jest Człowiek, którego tu przyszłam odnaleźć, poznać, pokochać. Nie wiedziałam wtedy jednego, że Człowiek nie będzie jeden, że wejdę z ludźmi, których poznam, w tak bliskie zażyłości, że stanę się kolejnym, klatkowym mieszkańcem Bloku.

 

Podczas pierwszej wyprawy zabrałam ze sobą wszystkie aparaty, statywy i lampy, niezbędne do fotografowania. Nie zastanawiałam się nawet, czy będę miała problem, by do niego wejść, tego byłam akurat pewna. Założyłam nawet wsuwane buty, by nie denerwować się ciągłym sznurowaniem.

 

Na miejscu okazało się, że w bloku jest domofon, rzecz do przewidzenia, ale nie do pokonania. Byłam zestresowana pierwszą wizytą, pierwszymi poznanymi ludźmi. Nie przypuszczałam, że Blok na długo jeszcze pozostanie tylko budynkiem, że wiele czasu upłynie nim „stanie” się „ludźmi”.

 

Zaczęłam od dołu. Trzeci guzik „odpowiedział”:

- Halo?

 

Zaczęłam się przedstawiać, tak jak planowałam, imię, nazwisko, kim jestem i co mnie tu sprowadza. Chciałam opowiedzieć o projekcie, idei, założeniach i efekcie końcowym. Przy pierwszej rozmowie nie doszłam nawet do imienia i nazwiska. Tak było we wszystkich guzikach, które „odpowiedziały”. Słuchacz zwykle przerywał mój dialog, nie jestem zainteresowany, wszystko mam, akwizytorom dziękujemy. Tak było i w drugiej klatce. I przez następne dni. Pojawił się problem komunikacji, którego nie przewidziałam, a mogłam i powinnam.

 

Niebywałe jest to, jak dziś myślimy. Każdy, kto dzwoni do drzwi, kogo nie znamy, musi coś sprzedawać. Myślę, że to wina kapitalizmu. Byłam w Indiach, a gdy tam zatrzymywałam się koło domu mieszkańcy wpuszczali do środka, nie pytając, czy coś sprzedaję. Tu w Krakowie, Polsce czy Europie, nie mamy na to czasu, chęci, ochoty, a przede wszystkim każdy taki gość, jak np. ja, jest zwykle wrogiem. Byt kształtuje świadomość. Jest to nieuniknione. Dla mnie też.

 

Zastanawiając się jak dotrzeć do mieszkańców, postanowiłam przygotować plakat. Dołączyłam do niego ksero dowodu, indeksu, zdjęcie, by się uwiarygodnić.

 

Szanowni Państwo,

Nazywam się Monika Drożyńska. Jestem studentką Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jako moją pracę magisterską chcę zrealizować projekt „Blok”. Jest to praca fotograficzna, którą zamierzam wykonać w bloku, w którym Państwo mieszkacie. Całość będzie się składała z trzech obrazów:

 

1. Zdjęcia całego bloku.

2. Kompozycji złożonej ze zdjęć grupowych lokatorów każdego mieszkania (cała rodzina w dużym pokoju).

3. Kompozycji złożonej ze zdjęć portretowych każdego członka danej rodziny.

 

Bardzo mi zależy, by każdy z Państwa znalazł się w mojej pracy. Stąd moja gorąca prośba o współpracę, o zgodę na fotografowanie. Chciałabym odwiedzać Państwa popołudniami, mogę też z każdym umówić się indywidualnie. Po skończonej pracy pragnę zaprosić wszystkich Państwa na obronę, która odbędzie się pod koniec roku akademickiego.

Gdyby mieli Państwo jakieś pytania, oto mój numer telefonu: domowy oraz komórkowy:  xxx-xx-xx,  xxx-xx-xx-xx.

 

Monika Drożyńska

 

Sądziłam, że od razu będzie lepiej i znowu się przeliczyłam. Na drugi dzień, także w pełnym rynsztunku (aparaty, statywy itp.) wybrałam się do Bloku. Plakatów już nie było. Nie miałam też przy sobie kopii, a nie chciałam dnia spisać na straty, postanowiłam więc spróbować z domofonem po raz drugi. Niestety, efekty był ten sam. Nie ma dwóch podobnych ludzi ani dwóch podobnych domów, tu wszystkie domofonowe głosy były nawet takie same. Przyszłam nazajutrz  z kolejnym plakatem, tym razem postanowiłam dać mieszkańcom kilka dni.

 

Wróciłam znów ze sprzętem, ale i z kopią plakatu na wszelki wypadek. Plakatu nie było, powiesiłam kolejny i ruszyłam na domofon. Dziesiąty guzik „odpowiedział”.

 

- Dzień dobry Monika Drożyska, czy czytali Państwo mój plakat?

- Tak, ale nie jesteśmy zainteresowani.

 

Może za mało informacji? Może powinnam napisać, że to sztuka piękna? Że dostosuję się do wszelkich warunków, jakie mieszkańcy mi postawią? Kolejne cztery guziki „odpowiedziały” podobnie. W drugiej klatce było tak samo. Sprawdziłam jeszcze, czy plakaty nadal wiszą, na tym kończąc kolejną wizytę w Bloku.

 

Żyłam tylko projektem. Cały czas szukałam sposobu, by dotrzeć do mieszkańców Bloku. Choć cały czas miałam wątpliwości, coś podpowiadało, że się uda. Konsultowałam się też ze znajomymi: większość z nich powątpiewała w sens projektu Argumentowali: dziś ludzie nie mają czasu, każdy obcy jest wrogiem. Proponowali: zrób blok swoich marzeń – poskładaj go sobie z przyjaciół, rodziny. Wiedziałam, że to jest blok moich marzeń, tak jak wszystko inne, co nas otacza, co mamy jest z naszych marzeń.  Mówili: dziś ludzie się boją.

 

Ja się nie bałam.

 

Znów w Bloku. Tym razem guzik „odpowiedział” i „wpuścił”. Pierwsza energetyzująca chwila w ciągu mojego kilkutygodniowego życia w Bloku. W drodze na piąte piętro mam w głowie zupełną pustkę. Otwiera mi pan Ł. w stroju domowym. Zaczynam się przedstawiać, on odpowiada, że czytał plakat, żebym weszła. Jego żona pyta, czy się czegoś napiję. Chętnie. Sącząc fusiastą kawę, zadają mi pytania: dlaczego ten blok? Czy chcę dotrzeć do wszystkich? Opowiadam, jak doszło do wyboru, bardzo ich to rozbawiło, a mnie cieszy, że udało mi się przynieść trochę radości. Mówią, że to bardzo trudne zadanie. Ustawiam kadr. Na ścianie wisi zdjęcie ich wnuczki, pytam, czy mogę je przewiesić. Jasne, że tak, Pani Ł. w tym czasie opowiada mi o wnuczce, gdzie chodzi do przedszkola, jak fajnie rysuje i że może kiedyś pójdzie do takiej szkoły plastycznej jak ja. W mieszkaniu jest bardzo ciemno, nie wiem, czy nie za ciemno, czy modele wytrzymają tak długi czas naświetlania. Okazuje się, że nie. Zdjęcia musiałam powtarzać jeszcze dwa razy. Podczas kolejnych wizyt u Państwa Ł. poznałam wnuczkę. Chwilę razem porysowałyśmy.

 

Podczas pierwszej wizyty spędziłem u Państwa Ł. pół godziny, podczas kolejnych godzinę i dłużej.

 

Moją motywacją zawsze był Człowiek. W Bloku bywałam codziennie, ale nadal miałam problemy z mieszkańcami. Byli bardzo nieufni. Najważniejsze było, by wejść na klatkę. By rozmawiać z ludźmi w cztery oczy. Te spotkania dodawały sił. Tak dużo łatwiej się komunikuje. W niektórych kręgach nazywa się to marketingiem bezpośrednim. Chodziłam od piętra do piętra i pukałam. W moim notesie rozpisałam blok na klatki i mieszkania i notowałam odpowiedzi. Kto się zgodził, datę i godzinę umówionego spotkania, ewentualnie numer telefonu. I kto się nie zgodził – a tych osób było dużo więcej. Z czasem wchodzenie na klatkę nie było już żadnym problemem. Blok już wiedział, że poniekąd zamieszkuję na klatkach. W sumie spędzałam na nich pół każdego dnia, chodząc od mieszkania do mieszkania. Często siedziałam na schodach i czekałam. Wtedy słyszałam różne opinie na swój temat:

 

- Jakaś dziewczyna chodzi po mieszkaniach i je fotografuje, złodziejka pewnie jakaś.

- Ale ona nas chce fotografować - mówi inny głos. - Może twarze na bilbordy sprzedaje.

- Ja się jej boję.

 

Takich opinii na swój temat się nie spodziewałam. Z czasem dotarło do mnie, że nie wszyscy są tacy otwarci jak ja. Z akwizytorką już się pogodziłam, ale że złodziejka? Takiej wersji bym nie wymyśliła. I to, że ktoś się boi…, ja też się mogę tych ludzi bać, ale przez głowę mi to nie przeszło.

 

Pani B. o nic mnie nie pytała, od razu wpuściła do mieszkania. Byłam zdziwiona, więc zapytałam, skąd jej otwartość. Odpowiedziała, że poznała mnie ze zdjęcia. Chwilę porozmawiałyśmy o przebiegu mojej pracy, sfotografowałam ją, zaproponowała, że podejdzie ze mną do sąsiadki, starszej pani, która nie otwiera nieznajomym. Byłam w wniebowzięta.

 

Pani W., jak się później dowiedziałam, nazywana w Bloku Babcią Przemka, okazała się jedną z tych osób, z którymi rozumiem się bez słów.

 

- Wody z soczkiem?

 

Spędziłam u niej godzinę. Opowiedziała mi o swoich wnukach, że dziś ciężko z pracą, że ona się o mnie boi, bo jak się obronię, to mi też będzie ciężko.

 

Wychodząc, zapowiedziałam się na jutro z odbitką i zauważyłam na drzwiach kartkę: Pamiętaj, nie otwieraj nieznajomym.

 

Pani T. powitała mnie okrzykiem: No wreszcie! Nie ukrywałam zdziwienia, odpowiedziała, że długo już na mnie czeka. Fakt, długo to trwało zanim do niej dotarłam. Mieszka na dziewiątym piętrze w drugiej klatce. Szłam do niej ponad miesiąc.

 

Mijały kolejne tygodnie, bywałam w Bloku codziennie, z wyjątkiem weekendów, nie ze względu na siebie, lecz ze względu na mieszkańców, którym chciałam dać trochę spokoju. Nie chciałam, by czuli się permanentnie inwigilowani, dość mocno naruszałam ich prywatność, którą tak szanowałam. Te spotkania z ludźmi dodawały mi sił. Blok mi pomagał. Pomagał wierzyć w Człowieka, w świat. Przyszła wiosna, byłam już u wszystkich mieszkańców mojego Bloku.

 

Podsumowanie: na 66 rodzin udało mi się sfotografować 20.

 

Szanowni Państwo,

Na początku chcę bardzo, bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy mi do tej pory pomogli:

 

Paniom H.; Pani A., za cudownie spędzony czas; Państwu B., a w szczególności Pani B.; jednej ze studentek mieszkania nr 15;

Pani M., za otwartość; Panu wynajmującemu mieszkanie nr 23; Państwu K., za poczucie humoru; Państwu M., za wsparcie; Państwu Sz., za wstawiennictwo u sąsiadów; Dziewczynom z mieszkania nr 33; Państwu B., za chęć podarowania zdjęć; Państwu K., za czekanie; Państwu S. za to, że w końcu się zgodzili; Państwu O., za pomysł z oświadczeniem; Pani K., za chęć spotkania; Państwu A., za ciepłe przyjęcie; Państwu S., za wielokrotne znoszenie mnie u siebie; Państwu L., za rozmowę z sąsiadami; Państwu Ł.; Państwu P., a w szczególności M.; Dziewczynie wynajmującej mieszkanie nr 57;

A Państwa mających dwie cudne dziewczynki, przepraszam, że tak często ich męczyłam.

 

Z góry przepraszam za ewentualne pomyłki w nazwiskach. I jeszcze raz dziękuje za pomoc, która jest dla mnie absolutnie bezcenna. Zwracam się także z gorąca prośbą do wszystkich Państwa, którzy nie zgodzili się do tej pory. Bardzo, bardzo proszę o pomoc.

 

Chcę zaznaczyć, że nie zależy mi na fotografowaniu ani oglądaniu Państwa mieszkań. Kadr, który mnie interesuje, w całości rejestruje zazwyczaj kanapę w tzw. dużym pokoju. Moja praca magisterska jest pracą artystyczną, jej głównym bohaterem jest człowiek. Zdjęcia, które Państwu robię stworzą Blok z ludzi, dlatego ważna dla mnie jest prawda. Ponieważ nie chcę w okna Państwa sąsiadów „wkładać” obcych osób, które nie zamieszkują Waszego Bloku. W innym wypadku, muszę wszystko zaczynać od nowa. Dlatego pozwolę sobie odwiedzić Państwa jeszcze raz.

 

Gdyby Państwo mieli jakieś pytania – oto mój numer telefonu: xxx-xx-xx-xx oraz xxx-xx-xx.

 

Serdecznie dziękuję za pomoc i pozdrawiam.

 

Monika Drożyńska

 

Efekt dwudziestu mieszkań w ogóle mnie nie zadowolił, chciałam usprawiedliwić moje ponowne wizyty u niezdecydowanych. Często pod klatką spotykałam osoby, u których już byłam, w większości kilkakrotnie, nie tylko w kwestii projektu, czasem towarzysko, ktoś mnie zaprosił na herbatę, inny na obiad. Pytali o postępy pracy, zdrowie, czułam się ich sąsiadką.

 

Z państwem G. byłam umówiona. Dzwonię do drzwi. Otwiera mi jak zwykle roześmiana Pani G. i zaprasza do środka. Słyszę gwar i wiele głosów. Pytam, czy na pewno nie przeszkadzam – nie skąd, byłyśmy przecież umówione. Mamy tu takie małe rodzinne święto, 30-tą rocznicę ślubu, pani się z nami napije szampana. Przyszłam o osiemnastej zostałam do 22. Objedzona tortem i innymi smakołykami zastanawiałam się, jak dotrę do domu. Problem rozwiązał się sam – solenizant podrzucał teściową i mnie przy okazji też podrzucił.

 

Niektóre Panie stawiały ultimatum: najpierw fryzjer, później zdjęcia. Inne Panie prosiły o powtórkę zdjęcia, kiedy na przykład uznały, że wyszły na fotografii zbyt tęgo – jako kobieta doskonale to rozumiem.

 

Tak mijały dni i tygodnie w Bloku. Jedni mnie kochali, inni nienawidzili, jeszcze inny w końcu zaakceptowali moją obecność. Coraz rzadziej nosiłam ze sobą kanapki, bo coraz częściej byłam zapraszana na obiad czy coś innego. Zdarzało się, że ktoś się w końcu zgodził na zdjęcia, a gdy przychodziłam, trzaskał mi drzwiami przed nosem, wykrzykując, bym się tu więcej nie pokazywała. Inny przez zamknięte drzwi wykrzykiwali, że takie działania powinny być ustawowo zakazane. Na duchu mnie to nie podnosiło, ale starałam się nie zrażać, notowałam w moim notesie: tu już nie pukać.

 

Szanowni Państwo,

 

Ogromnie się cieszę, że coraz więcej osób zgadza się pozować do zdjęć. Bardzo serdecznie Państwu dziękuje.

Życzę wszystkim wesołych, słonecznych i szczęśliwych Świąt Wielkanocnych.

 

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia po Świętach.

 

Monika Drożyska

 

Pomyślałam, że moja ukochana Babcia Przemka rzadko wychodzi z domu i nie otrzyma życzeń. Dzwonię do niej domofonem:

 

- Kochanie, ja już śpię, przyjdź jutro – słyszę.

- Ja tylko życzenia świąteczne chcę pani złożyć.

- A, dziękuje serdecznie. Kocham cię jak wnuczkę.

 

Podróżuję dalej po Bloku, częściej jednak towarzysko niż profesjonalnie. Akcja jest raczej pretekstem do bywania w Bloku. Czasem myślę, że nie chcę, by się skończyła. Nie przypuszczałabym nigdy, że więź, która połączy mnie z tymi ludźmi będzie tak mocna. Wiele osób jest dalej nieufnych, a wiele traktuje mnie jak starą znajomą. Panie pielą ogródeczki przyblokowe, a ja, paląc papierosy, rozmawiam z nimi godzinami. Z niejednym przysiądę na ławce, gdy wyprowadza psa, zresztą wszystkie blokowe psy znam po imieniu. Jeszcze niektóre zdjęcia poprawiam, z odbitkami udaje się do fotografowanych, wszystkim obiecałam kopię. Te odwiedziny mają już charakter typowo towarzyski. Babcię Przemka często odwiedzam, zawsze jestem częstowana wodą z sokiem.

 

Znowu robię podsumowanie. Na 66 rodzin mam 34. Jeszcze jedna runda, po wszystkich, którzy się nie zgodzili. Tym razem z Dozorczynią, z którą przez te wszystkie miesiące mijałam się miedzy piętrami. Nikt się więcej nie zgodził.

 

Czas zakończyć projekt.

 

Szanowni Państwo,

 

Ogromnie dziękuje za pomoc przy realizacji mojego dyplomu. Projekt dobiegł końca. Szkoła przyznała mi długo oczekiwany urlop dziekański. Wyjeżdżam na rok. Obrona pracy odbędzie się po moim powrocie, o czym Państwa poinformuję. Tymczasem dziękuję raz jeszcze za udaną współpracę i życzę miłych wakacji.

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

Monika Drożyska

xxx-xx-xx-xx

mail xx@xxx.xx

 

Będzie mi brakować Bloku, bardzo się zżyłam. Babcia Przemka do mnie dzwoniła, mówiąc, że będzie za mną tęsknić. Ja za nią też. Pisałam do niej kartkę, a do innych maile. Z czasem odzwyczaiłam się od Bloku, lecz wiedziałam, że po powrocie, po przywitaniu się z rodziną i przyjaciółmi, pójdę się przywitać z Blokiem. Najważniejsze było dla mnie uświadomienie sobie, że projekt ten dla mnie nigdy się nie skończy.

 

Szanowni Państwo,

 

W zeszłym roku realizowałam w Państwa Bloku pracę magisterską. Dziś chcę zaprosić wszystkich Państwa na obronę, która odbędzie się 17 czerwca o godzinie 11 w gmachu Akademii Sztuk Pięknych przy ulicy Humberta 2. Państwa obecność na mojej obronie będzie dla mnie zaszczytem.

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

Monika Drożyńska

xxx-xx-xx-xx

xxx@xxx.xxx

 

Znów w Bloku, tak samo jak rok wcześniej z aparatami chodzę po klatce i pukam, tym razem z zaproszeniami imiennymi, które przygotowałam na obronę. Nie sądziłam, że tak wiele osób będzie mnie pamiętać. Pan A. powitał mnie okrzykiem „Wszelki Duch Pana Boga chwali!”. Babcia Przemka rzuciła mi się w ramiona. Wszyscy obiecują, że postarają się być, choć nie udało mi się przekonać sekretariatu do przeniesienia obrony na sobotę, gdy prawie wszyscy mają wolny dzień. A tu czwartek i godzina 11.

 

Sądnego dnia o 9 stawiłam się na miejscu, przynosząc ciasta i trunki dla moich blokowych gości. Stoły nakryte, około 15 osób z Bloku przyszło z kwiatami, bombonierkami, gdy dowiedziałam się, że moja obrona została przeniesiona na wieczór. To była tragedia: obrona nie miała dla mnie takiego znaczenia, jak pokazanie efektu końcowego i odczytanie moich notatek blokowych i refleksji przed bohaterami mojej pracy. Udało mi się zorganizować salę, by zrobić pokaz dla Blokowiczów. Obrona „właściwa”, była łatwiejsza. Później już tylko buziaki, uściski i zaproszenia do bloku.

 

Szanowni Państwo,

 

Mam zaszczyt zaprosić Państwa na wernisaż projektu „Blok”. Odbędzie się on pod Blokiem, w niedzielę, drugiego października, o godzinie 15.15. Państwa obecność będzie dla mnie zaszczytem, bez Państwa wernisaż ten nie mógłby się odbyć. Mam nadzieje, że się  spotkamy.

 

Pozdrawiam serdecznie.

 

Monika Drożyńska

xxx-xx-xx-xx, xx@xxx.xxx

 

Minęło kilka miesięcy, ja znów w Bloku. Tym razem z imiennymi zaproszeniami na wernisaż i z trzydziestoma czterema kopiami wszystkich zdjęć i tekstu. Znów jestem traktowana jak stara znajoma, przyjaciółka. Ci, którzy byli na obronie, gratulują, ci, którym nie udało się dotrzeć, pytają jak było. Cieszą się, zapowiadając swoją obecność.

 

W rzeczoną niedzielę jestem na miejscu od 9. Z moimi przyjaciółmi przygotowujemy grunt. Koszenie trawy, rozkładanie stołów, ciast, popielniczek, 30 litrów wina, stu kieliszków, no i wieszanie gigantycznych plansz. Im bliżej 15.15, tym więcej osób wychodzi z bloku, pytając, czy w czymś pomóc. Ci, którzy muszą pracować, ubolewają, że ich nie będzie. O 15.15 są prawie wszyscy. Widząc, że nie ma Pani B. (jeździ na wózku) idę na górę by jej pomóc. B. mówi, że się źle czuje, że nie zejdzie. Wracam, więc, by przynieść jej ciasto i wino, a ona już ubrana. Ktoś przyniósł ciasto czekoladowe, większość jest z aparatami, wszyscy chcą mieć ze mną zdjęcie. Ustawiane jest zdjęcie grupowe, ja mam być na froncie – chcą je powiesić na klatce. Wiele osób, przyglądając się planszom, wypytuje mnie o mieszkańców, których nie znają.

 

- Pani F. mieszka w drugiej klatce na trzecim.

- Tak, faktycznie.

- A ci?

- Oni już tu nie mieszkają, przeprowadzili się do M.

 

Na tym trawniku uświadomiłam sobie, że ten zwykły dokument stał się w moich oczach wielką prawdą losu ludzkiego, że nie potrafię zachować żadnego dystansu, wręcz przeciwnie, że to angażuje mnie bardziej niż wszystko, co do tej pory robiłam, że staje się to nową miłością i pasją, przynoszącą nowe perspektywy i siły.

 

Człowiek, który miał być tylko elementem, stał się najważniejszy.

 


                                                                                                  

  1 2 >>