Joanna Cukras
joan_c@op.pl

Wprowadzenie
Ziemia chełmińska nie obfituje w samorodnych twórców ludowych, dlatego też z nieukrywanym niepokojem poszukiwałam interesującego artysty w tym regionie. Osoby, do których zwracałam się z prośbą o pomoc wskazywały jednoznacznie na jedynego znanego im artystę: bednarza spod Chełmna.
W taki oto sposób trafiłam na jedną z najsympatyczniejszych osób, jakie dane mi było poznać. Odkryłam nie tylko ciekawego twórcę ludowego, ale również interesującego człowieka, który pokazał mi jak tworzyć z pasją w jesieni swojego życia.
Niech artykuł ten będzie zaproszeniem do poznania biografii Alfreda Hołdy, jego twórczości oraz tajników rzemiosła bednarskiego, którymi zechciał się podzielić. Postać tego artysty może być również ważna z antropologicznego punktu widzenia, jego biografia dostarcza nam ciekawych materiałów do analizy wpływu na twórczość wzorów wyuczonych we wczesnym dzieciństwie, nabytych w zgoła odmiennym regionie kulturowym. Późniejsza ich adaptacja stanowi swoisty patchwork wzorów oraz terminologii fachowej z terenów górskich i Pomorza, oto bowiem trafiamy do warsztatu górala od pięćdziesięciu lat mieszkającego na równinnej Ziemi chełmińskiej.
Kilkugodzinny wywiad z Alfredem Hołdą przeprowadziłam zimą 2003 roku. Jego trzon stanowiła dokumentacja fotograficzna całego procesu tworzenia wyrobów bednarskich. Mój rozmówca kilkakrotnie już uczestniczył w wywiadach z udziałem aparatu fotograficznego, co znacznie ułatwiło przebieg całego procesu. Moja rola została w zasadzie ograniczona do bacznego śledzenia kolejnych stadiów, tym samym, mimo wcześniejszego przygotowania teoretycznego, pozostałam laikiem, któremu wszystko należało wyjaśnić od podstaw.
Bednarstwo jako rzemiosło
Najogólniej w literaturze przedmiotu przyjmuje się, że bednarstwo to:
dział rzemiosła zajmujący się wyrobem beczek oraz innych zbiorników zamkniętych (są to: kadzie – zbiorniki na ciecz, przeważnie o dużej pojemności, używane w różnych procesach technologicznych w przemyśle hutniczym, browarniczym, papierniczym, farbiarskim, oraz kufy – duże beczki drewniane wykorzystywane w browarach do leżakowania piwa) i naczyń otwartych (np. cebrzyków, balii, konewek), najczęściej z klepek drewnianych (hasło: „bednarstwo”, w: Wielka Internetowa Encyklopedia Multimedialna).
Z danych Inwentarza dóbr stołowych biskupstwa włocławskiego z XVII wieku wynika, że zakres wyrabianych naczyń bednarskich był w owym czasie dużo bogatszy, wystarczy wspomnieć na przykład takie wyroby, jak: achtle, kierznie, faski, stągwie, wemborki, łagiewki – dziś już nieznane i pusto brzmiące nazwy. Zestaw ten został znacznie zredukowany, ponieważ większość dawniej wyrabianych przedmiotów została wyparta przez blaszane wyroby fabryczne (Polakiewicz 1969: 11).
Obok stolarstwa, ciesielstwa oraz kołodziejstwa, bednarstwo należało do typowych form wiejskiej wytwórczości w drewnie. Aby sięgnąć do początków tego rzemiosła na ziemiach polskich należałoby cofnąć się aż do III-IV wieku n.e. Maria Polakiewicz wysuwa hipotezę, że najprawdopodobniej na początku spędownicy (wczesnośredniowieczne określenie bednarzy) wykonywali swoje wyroby tylko z dwu lub kilku wydrążonych części, dopiero z czasem zaczęto wyrabiać naczynia z coraz większej liczby klepek (Polakiewicz 1969: 10).
Już od końca wieku XIX bednarstwo zaczęło tracić na znaczeniu ze względu na ekspansję małomiasteczkowej produkcji przemysłowej. Innym powodem stopniowego zanikania tego rzemiosła były ograniczone zasoby surowcowe (wyroby bednarskie wykonywano głównie z drewna dębowego, sosnowego i topolowego). „Na terenach bogatych w tego typu drewno produkcja bednarska zachowała się aż do okresu międzywojennego, na innych obszarach ograniczyła się do trudnych do zastąpienia przez wyroby przemysłowe wyrobów, np. dębowych beczek do kiszenia ogórków i kapusty” (Paprocka 1972: 257).
Współcześnie zawód bednarza odchodzi do lamusa. Dzieli tym samym los wielu innych rzemiosł, które giną bezpowrotnie – wyparte przez taśmę produkcyjną, na szczęście nadal odnaleźć można małe wysepki dawnego rzemiosła, na przykład w małej wsi pod Chełmnem...
Góralskie dzieciństwo
Alfred Hołda sprawia wrażenie bardzo aktywnego sześćdziesięciolatka. Po krótkiej rozmowie odnajdujemy w nim zapał godny dwudziestolatka. Aż trudno uwierzyć, że pan Alfred celebruje właśnie osiemdziesiątą drugą wiosnę swojego życia.
Przyszedł na świat w niewielkiej góralskiej wiosce ” Żurawie, w powiecie Jasło, jako jedno z ośmiorga dzieci. Cała wieś trudniła się rzemiosłem, jak mówi Pan Alfred, trudno byłoby znaleźć kogoś kto by nie rzeźbił (teksty pisane kursywą są cytatami Alfreda Hołdy). Wyrabiano z drewna wszystkie potrzebne w gospodarstwie przedmioty, a dużo takich wyrobów skupowali również Żydzi z okolicznych miasteczek.
Także rodzina Hołdów z dziada pradziada zajmowała się obróbką drewna. Dziadek sam się zatrudnił do bednarstwa, chociaż wcale nie musiał, bo on miał czwórkę dzieci w Ameryce, co mu przesyłali pieniądze. Ojciec pana Alfreda również pracował przy drewnie, ale tak dużo nie robił, bo miał konia, a tu trzeba było drzewo przewieść i na stację odwieźć. Już w czwartej klasie szkoły powszechnej przestał podglądać pracę dziadka, a zabrał się do bednarstwa na poważnie. Po roku terminowania wykonał swoją pierwszą beczkę. Wojna i przymusowe roboty w Niemczech przerwały jednak ten spokojny okres wkraczania w wiek męski, przerwały również na wiele lat kontakt z bednarstwem.
Poszukiwanie własnego miejsca
Po wojnie jako dojrzały dwudziestolatek pan Alfred wraz z żoną wyruszył w poszukiwaniu chleba w kilkuletnią tułaczkę po Polsce. Pani Eleonora obawiała się grasujących w górach band UPA, nie chciała dłużej zostać w Żurawie. Oboje chcieli posmakować nowego życia. Przez sześć lat próbowali zaadaptować się w Bieszczadach. To jednak nie było TO miejsce. Zdecydowali się zatem na przeniesienie w nowe strony, aż na Pomorze. We wsi Dolne Wymiary pod Chełmnem znowu zaczęli wszystko od początku, zbudowali dom, zajęli się wychowaniem dzieci. Nie mieli większych problemów w nowym środowisku, szybko włączyli się do społecznego krwiobiegu wsi. Pan Alfred podkreśla, że nie ma chyba takich funkcji na wsi, których by przez te wszystkie lata nie pełnił.
Odnaleziony talent
Mijały lata, dzieci zaczęły się usamodzielniać, a pan Alfred przeszedł na emeryturę. Pewnego dnia pani Eleonora poprosiła swojego męża o zrobienie konewki, dokładnie takiej, jaką jako młoda dziewczyna nosiła wodę. Potem następowały kolejne prośby żony o maślnicę, solniczkę, kwietnik...
W taki oto sposób pan Alfred powrócił do bednarstwa, zorganizował warsztat, skonstruował narzędzia do obróbki drewna, przypomniał sobie wszystkie wzory z dzieciństwa.
Po artykule w jednej z lokalnych gazet zaczęli pojawiać się dziennikarze, kustosze wystaw, etnografowie. Pan Alfred zaczął wykonywać coraz to nowe zlecenia, a jego prace znalazły nabywców za granicą, m.in. w Niemczech, Austrii, Holandii. Pani Eleonora przyznaje, że obecnie wyroby sprzedają się trochę gorzej, bo ludzi już się nasycili, a kiedyś jak do Torunia pojechali, od razu wszystkie rzeźby rozchwytywano.
Hołdowie z dumą prezentowali stos dyplomów, wyróżnień, wycinków z gazet, jakie udało im się zgromadzić w ciągu ostatnich lat: wygrana w konkursie sztuki ludowej Kociewia, podziękowania za udane wystawy w Muzeum Ziemi Chełmińskiej, dyplom z konkursu rzemieślników ludowych w Starogardzie Gdańskim i wiele innych piętrzą się na stole.
Rola pani Eleonory w rozwoju twórczości męża jest bezsprzeczna. To ona zainspirowała go do powrotu do bednarstwa, to ona poprzez swoje zamówienia wytyczyła ścieżkę zainteresowań pana Alfreda. Stara się jednak nie ingerować w sam sposób wykonania poszczególnych przedmiotów, bo on te rzeczy to sam robi, bo on to ma już z dawna. Wyjątek stanowią rzeźby, które również zaczął od niedawna wykonywać pan Alfred (il. 1), ponieważ jest to dla niego zajęcie nowe, trzeba mieć baczne oko na sposób rzeźbienia. Sama co prawda nie rzeźbi, ale pilnuje żeby wszystko miało odpowiednie proporcje i było dobrze zrobione.

Dumą pani Eleonory jest pięknie wypielęgnowany ogród, aby go dodatkowo upiększyć, wskazała mężowi kolejne pola twórczości. Od pewnego czasu posesję zdobią zatem misternie wykonane wiatraki (il. 2), kwietniki, strachy na wróble, sztuczne kwiaty, sowy, kaczki. Tutaj ujawnił się zmysł techniczny i znajomość zasad mechaniki u pana Alfreda, wiatraki są bowiem skomplikowanym mechanizmem, który reagując na podmuchy wiatru porusza znajdującymi się tam figurkami. Na „rozkaz” wiatru wieśniaczka zabiera się zatem do tkania, chłop kosi zboże, bocian trzepocze skrzydłami...
Najpierw trzeba pójść do lasu...
a tam wybrać odpowiednie drzewo, drzewo musi mieć jak najmniej sęków i musi mieć gładką korę, żeby się dobrze utarło. Tak dobrane drewno należy obłupać i narżnąć siekierą klocki. Klocki następnie się przełupuje: najpierw na połowę, później wycinając według kształtów słoi, pod kątem prostym, dochodząc do samego środka. Nie należy łupać klocków prostopadle, bo jak się później taką rzecz zrobi i to dostanie wilgoci albo słońca, to się skrzywi. Rodzaj drewna jest dla pana Alfreda obojętny. Dużo zależy też od tego, do czego zostanie wykorzystane. Jeżeli wykonywany przedmiot ma mieć charakter dekoracyjny, wówczas najodpowiedniejsza jest wierzba. Jej specyfika polega bowiem na tym, że jest dwukolorowa (biała od kory, a w środku rdzenia ma odcień różowy), dzięki temu łatwo później skomponować i dopasować kolorystycznie poszczególne klepki. Przy czym klepki muszą być łupane, a nie piłowane. Do ich łupania służą proste oraz pałąkowate ośliki (il. 3).

W warsztacie bednarza odnajdujemy bardzo dużo tego typu narzędzi o zróżnicowanych rozmiarach. Jeden z oślików ma już blisko sto dwadzieścia lat, pozostałe zrobił syn pana Alfreda, ale nie są one już takie sprawne jak tamten. Wszechstronne zastosowanie ma także świderek (il. 4), zwany przez pana Hołdę kulawym, bo ma tylko jedną nogę. Do robienia rowków w klepkach, ułatwiających wstawienie dna, służy wątornik (il. 5).

Podstawowe wyposażenie warsztatu stanowią dwie drewniane ławy (tzw. kobylice – il. 6), na których odbywa się cały proces obróbki drewna. Pan Alfred ze wzruszeniem wspomina swoją starą ławę (odziedziczoną po dziadku), którą za namową odstąpił do muzeum. Potem musiał szybko zrobić sobie nowego „dziada”, jak potocznie nazywa kobylicę. Przez długi czas w warsztacie stała tylko jedna, ale ostatnio syn pana Alfreda zaczął interesować się bednarstwem. Starszy pan Hołda zrobił więc drugą, przygotował także dla syna miejsce w swojej ciasnej szopie.

Pracownia bednarska znajduje się przeważnie poza domem mieszkalnym, w szopach lub różnego rodzaju przybudówkach [...]. Niewątpliwie największą i najważniejszą rzeczą dla każdego bednarza jest ława (tzw. kobylica): ponieważ przy takiej pracy obie ręce musiały być zajęte, pozostaje do rozwiązania sprawa przyrządu unieruchamiającego klepkę [...]. Przedmiot obrabiany jest na ławie, unieruchomiony przez ruchomy klin wmontowany pionowo w wycięcie ławy i połączony z pedałem. Rzemieślnik, siedząc okrakiem na ławie, wsuwa przedmiot w odpowiednie wycięcie i przyciska klinem, nadeptując na pedał (Woźnicka 1961: 24).
Po odpowiednim obłupaniu klepek na kobylnicy rozpoczyna się proces formowania naczynia. W tym celu w klepkach należy za pomocą ostrza wątornika wyżłobić rowki, a do połączenia kompozycji z klepek używa się metalowych obręczy – ściągaczy (il. 7 i 8).

|