Ikonosfera nr 3, 2011

(spis treści)
 

Ikonosfera nr 2, 2008

(spis treści)
 

Ikonosfera nr 1, 2006

(spis treści)


           

Wydawnictwo UMK 

      

 

 

 

ALBUM O KOŃCU PEWNEGO ŚWIATA... (4)

 

 

Po zajęciu Neisse przez wojska radzieckie w 1945 roku ów zakaz obowiązywał nadal i łamanie go traktowano jako szpiegostwo. Jest jednak jedno zdjęcie (a w zasadzie trzy, bo z trzech Lewczyński zmontował jedno) przedstawiające peron kolejowy. W jego scenerii Waniek osadził swych bohaterów, a na dodatek „pozbawił” Paula materiału, bo, jak czytamy, skończył mu się właśnie film. Uniknął być może w ten sposób dysonansu – w prawdziwym albumie Klosego nie ma dworców i tłumów. Tylko pejzaże i sporadycznie zamyślona dziewczyna.

 

Bardzo ciekawy wydaje się tak opis tego zdjęcia, jak i próba znalezienia dla niego szerszego kontekstu. Waniek poddaje bowiem obraz wnikliwej analizie:

 

Widać fragmenty dwóch sąsiadujących ze sobą wagonów, ale w całości wygląda, jakby było ich sześć, czyli pociąg pasażerski średniej długości. Każdy z wagonów należy do innego typu. Na jednym, wielodrzwiowym, tabliczki oznaczają trzecią klasę. [...] Drugi typ jest tylko nieco wygodniejszy. Ma dwa wejścia i otwierane, znacznie większe okna. Widać jeszcze pozostałość po przeciwnalotowej praktyce lat wojny – rolety, służące do zaciemniania wagonów nocą. Można odnieść wrażenie, że dzieje się to w egzotycznym kraju, a pociąg jest chroniony zasłonami przed upalną pogodą; z tubylczą ludnością, która woli podróżować raczej na dachu, niż tłoczyć się wewnątrz (83-84).

 

Musimy przedstawiać ten opis we fragmentach, by uniknąć zawiłości, gdyż jest bardzo długi. Waniek swą wiedzę czerpie z najznakomitszych źródeł historycznych w wielu językach. Od razu więc rozpoznaje, że te wagony należały wcześniej do Rzeszy, a tu tylko zamalowano rzucające się w oczy napisy. Im więcej drzwi, tym gorsze warunki podróżowania. Sam pamięta te wagony z dzieciństwa. W oknach wiszą rolety, takie same, którymi zasłaniano okna w pociągu podczas wojny. To jest porządek studium. Tylko dlatego, że pisarz rozpoznaje pociągi i wierzy podpisowi, że to Nysa 1945 roku, od razu odrzuca myśl jakoby byli to podróżni z dalekich krajów. Skoro jesteśmy w Polsce, to musi być inna przyczyna takiego tłoku. Czytajmy dalej:

 

Rok 1945. Do ustalenia pozostaje ewentualny miesiąc, a przynajmniej pora roku. Zimę odrzućmy, skoro w styczniu, lutym i marcu Nysa ciągle nazywała się Neisse. Podobnie możemy postąpić z listopadem i grudniem. Na zdjęciach ani śladu śniegu. Ciepła odzież, którą nosi tam kilkanaście osób, nie tyle dowodzi niskich temperatur, co specyfiki powojennej. Zresztą znakomita większość jest ubrana lekko, a wyraźne cienie rysujące się na powierzchni peronu i ścianach wagonów wskazują na słoneczną pogodę. W przerwach między wagonami, na dalszych planach – drzewa. Liście nie są zbyt obfite, co oznacza wczesną wiosnę lub jesień. Wczesna wiosna, to znaczy kwiecień, maj, ewentualnie początek czerwca. Wydaje się to mało prawdopodobne. W tym czasie Neisse była świeżą raną po niedawnym przejściu frontu i pierwszych rabunkach. Obowiązywała jeszcze (do końca lipca) radziecka administracja, a cywilny transport przesiedleńczy posługiwał się w większości wagonami towarowymi. Dopiero we wrześniu lub październiku [...] zaczął się rozkręcać kolejowy transport osobowy.

 

Zatem sceny uchwycone na fotografiach powstały pomiędzy połową września a końcem października, kiedy drzewa nie są jeszcze całkiem nagie. Intuicja podpowiada mi początek października, a dokładniej, jego pierwszą połowę, pod warunkiem, że była to typowa, pogodna złota jesień. Z dostępnych źródeł wiem, że wrzesień 1945 r. był ciepły i suchy. Na Śląsku deszcze wystąpiły między końcem września a pierwszymi dniami października, po czym wróciła piękna pogoda i utrzymywała się do końca miesiąca. Przyjmijmy, że sprawa przedstawiona na zdjęciach miała miejsce między 10 a 20 października. Przy tym zostańmy i uznajmy, że kwestia czasu została wyczerpana (tamże).

 

Po wnikliwej analizie ustala się przybliżona data wykonania tych zdjęć. Spójrzmy, jak Waniek skrupulatnie docieka czasu fotograficznego – czasu, kiedy, jak pisał Barthes – widzimy „to – co było” (ça a été). Porę roku można ustalić bez większych przeszkód, mając na względzie kilka zbyt ciepłych okryć – wynik powojennych niedostatków. Drzewa są mało widoczne, wręcz prześwietlone, ale być może pisarz dysponował lepszą reprodukcją niż ta zamieszczona w książce i dostrzegł liście wróżące zmierzch lata. Na podstawie znanych sobie źródeł pisze, że dopiero od początku kalendarzowej jesieni 1945 roku powróciła kolej osobowa, w czasie wojny zastępowana przez transport towarowy. Autor ustalił też, że proponowany przezeń termin zgadzałby się z panującą w owym roku sprzyjającą aurą, dlatego zaproponował tych dziesięć październikowych dni.

 

I dalej, wcześniej autor wyraził pogląd, że pociągi na zdjęciach nie odjeżdżają, a podróżni zastygają w pół kroku. Zauważmy zatem, że dalsza analiza w pewnym sensie wprawia ten pociąg w ruch, bowiem pojawia się pytanie: dokąd odjechał? Skoro widać wyraźnie zajmowanie miejsc przez podróżnych, to lada chwila maszyna wytoczy się z kadru i zniknie. Gdyby było wiadomo, z której strony znajduje się lokomotywa, to łatwiej byłoby ustalić kierunek jazdy. Możliwości jest wiele:

 

Na północ, to znaczy do Opola. Na wschód mamy Kędzierzyn i w dalszej perspektywie Gliwice. Kierunek północno-zachodni, to Świdnica, Jaworzyna Śląska i tak dalej. O ile wiadomo, ta ostatnia trasa była nieczynna do wiosny roku 1947 [...]. Wreszcie kierunek południowo-zachodni oznaczałby Kłodzko. Jeśli pociąg miał jechać w ostatnim kierunku, to należałoby ostrzec siedzących na dachu przed tunelem, który znajduje się na tej trasie. [...] Załóżmy, że pasażerowie, a przynajmniej obsługa pociągu, wie o tym. Zatem kierunek Kłodzko na razie wykluczmy. Co pozostało? Trasa na Opole lub Kędzierzyn. Więc nie zachód? (85).

 

Pozostaje więc kierunek wschodni, gdzie:

 

z końcem 1945 roku i w latach następnych jeździł raczej element, który nazwijmy szabrowniczym. Osoby obojga płci, ale raczej mężczyźni, udawali się z krótkimi wypadami na śląskie tereny dawnej Trzeciej Rzeszy, aby różnymi sposobami zdobywać tam ruchome dobra i robić z nich użytek po powrocie. [...] Ostatecznie można uznać, że te plecaki, kosze, skrzynie, walizki oraz ludzki ścisk przemawiają za szabrowniczym procederem (tamże).

 

Przyjmujemy więc, że to grupa szabrowników. Na zdjęciu widać też kobietę z dzieckiem czy dziewczynkę wyglądającą przez okno. Swoją drogą, obecność dzieci nie uniemożliwia szabrownictwa. Waniek nie decyduje ostatecznie, dokąd ów pociąg odjedzie i przyznaje, że wcale niełatwo jest przeniknąć ten zbiorowy portret ocalonych. Gdybyśmy doczepili do tych wagonów, powiedzmy, lokomotywę Nº 16006 z fotografii Witkacego, być może jednak pociąg potoczyłby się na wschód.

 

Nikt tu nie patrzy w obiektyw: skoro obowiązywał zakaz fotografowania, to też nikt się go nie spodziewał. Czy coś tu pisarza „ukłuło”? Czy jego uwagę zwrócił jakiś fragment tej gęsto zaludnionej kompozycji? Otóż na dachu wagonu trzeciej klasy (w powiększeniu to trzecie zdjęcie na górze od lewej) widzimy ledwo zarysowaną na tle nieba kobietę z niemowlęciem, która siedzi na metalowej konstrukcji wagonu, z taką gracją, jakby przysiadła na ławce w parku. To na niej skupia się uwaga autora:

 

Przede wszystkim moje spojrzenie zmierza ku wzruszającej i całkiem nierozważnej kobiecie, siedzącej na dachu z dzieckiem na rękach. Widzimy nawet jej zgrabne nogi i odsłonięte kolana. Ona i stojąca obok druga, mniej więcej rówieśnica tamtej – zapewne podróżują razem, to zawsze bezpieczniej – w jakiś sposób osłabiają wyobrażenie tego stada jako gromady łupieżców (tamże).

 

Pośród tłumu nieznanych postaci cały czas powracają młoda matka i jej prawdopodobna towarzyszka. Waniek zwraca uwagę na zgrabne nogi tej pierwszej. Rzeczywiście, na ciemnym tle są one lepiej widoczne niż głowa, zbyt jasna, by odczytać z niej jakieś szczegóły. Rzekoma towarzyszka stoi na dachu w sukience i płaszczu (miniaturka czwarta od lewej).  Kwadratowy kadr „pozbawił” ją nóg i dlatego widzimy je tylko z daleka. Nie są jednak zbyt kształtne, więc nie dziwmy się, że te, również odkryte, kolana pisarz pominął eleganckim, właściwym sobie, milczeniem.

 

Prace Lewczyńskiego są narracyjne. Za każdym razem do „ról pierwszoplanowych” wybiera inne postaci (kompozycja ta ma kilka wersji). Raz jest to żołnierz, raz szpakowaty mężczyzna, innym razem pucołowata niewiasta. Sama forma – powiększenie klatek jakby na błonie filmowej – nasuwa skojarzenia z ruchem, obrazem zmieniającym się w czasie. Fotograf rozbija świat na fragmenty, zbliża, oddala, tnie, skleja. Waniek pisze, że patrząc na poszczególne osoby w tej scenie, odnosi wrażenie, jakby mógł się z nimi komunikować (por. 86). Jakby był tam wśród tego tłumu i stał w kolejce po napój z Brigitte pod rękę. Tym samym:

 

To, co oglądam tutaj jako peron w Nysie, jest w pewnym sensie opowiadaniem, esejem o czasie, który – jak wszystko – odjechał w przeszłość; o jego aktorach, nieświadomych obecności obiektywu; a w końcu gotowym scenariuszem do filmu [...] (tamże).

 

Dalej mówi coś, co chyba najpełniej określa jego stosunek do starych fotografii i ich oddziaływania:

 

Wyprawiając się z lupą w głąb tej kompozycji [tu ma na myśli jeszcze zdjęcie nyskiego peronu – przyp. I. W.], zżywam się i spoufalam z niektórymi postaciami. Dowiaduję się o ich życiu dawnym i niedawnym. Poniekąd wiem, co ich spotka w nadchodzącym czasie. Poznaję i nawet utożsamiam się z niektórymi przeznaczeniami. Sam staję się jedną z nich. Dzielę ich losy i zmienne sytuacje. Razem z nimi żyję w tej fotografii (tamże).

 

Obecność kompozycji Lewczyńskiego na kartach powieści jest jeszcze innym przykładem wpływu fotografii na tekst. Tutaj bowiem zdjęcie nieznanego autorstwa, wykonane w czasie, którego powieść już nie obejmuje, stało się tłem do stworzenia kolejnego wątku z fotografem i jego modelką w tle. Wcześniej analizowaliśmy fotografie zrobione przez jedną osobę i przyglądaliśmy się, jak pisarz skonstruował świat na podstawie wyczytanych z nich treści.

 


<<< 1 2 3 4 5 6 >>>