Ikonosfera nr 3, 2011

(spis treści)
 

Ikonosfera nr 2, 2008

(spis treści)
 

Ikonosfera nr 1, 2006

(spis treści)


           

Wydawnictwo UMK 

      

 

 

 

ALBUM O KOŃCU PEWNEGO ŚWIATA... (2)

 

ZDJĘCIA REPRODUKOWANE I OPISANE

 

Blick auf Bad Altheide (obecnie Polanica Zdrój. Reprodukcja za: K. F. Klose, Die Schlesische Landschaft, Breslau 1942 – wszystkie kolejne zdjęcia autora pochodzą z tego samego źródła).

 


 

Zaczynamy od zdjęć opublikowanych w książce. To pierwsze. Widzimy na nim trzy postaci umieszczone w tak zwanym kompozycyjnie „mocnym punkcie” na tle wzgórz i jakiejś miejscowości – zapewne Polanicy Zdroju. Trwa lato, ładna pogoda. Reszta to już historia, którą dopowiedział pisarz. Jest 20 czerwca 1937 roku. Upał. Od prawej stoją: Brigitte Kopietz – jasnowłosa uczennica szkoły pielęgniarskiej z Beuthen (Bytom). Obok niej stoi kuzyn Theo, dalej widzimy Beno – kierowcę Adlera, a czwartą osobą jest Paul Scholz – fotograf ukryty po drugiej stronie aparatu, który właśnie naciska spust migawki. Oto jak wyobraził sobie tę scenę Waniek:

 

Wobec radosnego nastroju, słonecznego nieba i odległych horyzontów, Paul musiał to zrobić. Poszedł do samochodu. Mimo że już chcieli jechać, wyjął aparat. Ustawił statyw po drugiej stronie szosy. Zrobili mu tę uprzejmość i zostali na miejscu. Tylko szybko. Szkoda czasu. Więc spieszył się. Nie wyszło. Jeszcze raz. Udało się za trzecim. Nareszcie. [...] Trochę celuloidu, szczypta bromku srebra, trochę wywoływacza z utrwalaczem i kawałek światłoczułego papieru, niebawem uczynią tę chwilę na powrót widzialną. I oto – mimo że sprzed sześćdziesięciu lat – tamto południe nie skończy się nigdy. Kiedykolwiek spojrzymy, wróci (6).

 

Przyjrzyjmy się temu opisowi. Po pierwsze nie widać, żeby zdjęcie było robione z drugiej strony szosy. Na górze są gałęzie klonu, który mógł rosnąć wzdłuż drogi, ale równie dobrze fotograf mógłby stać pośród kwiatów znajdujących się na pierwszym planie, a drzewo stałoby na skraju łąki. Nie ma wątpliwości, że dzień był słoneczny, gdyż widać wyraźne cienie na twarzy dziewczyny. Paul wyjął aparat i ustawił go na statywie. Z tekstu wiemy, że najpierw używał Voigtländera z ’34 roku. Wówczas firma wypuściła na rynek model Brilliant – lustrzankę dwuobiektywową na filmy zwojowe. Dopiero potem Scholz zaczął fotografować bardziej praktyczną Leicą. Czytamy dalej, że w 1934 roku kupił Voigtländera od jakiegoś Polaka. Po jakimś czasie (właśnie – nie sprecyzowano, po jakim) dowiedział się, że ów sprzedawca okazał się oszustem i Paul – przezornie – pozbył się tego aparatu, a w zamian kupił sobie Leicę, wówczas też najnowszą.

 

Nie mamy jednak pewności, że zdjęcie z Polanicy wykonał właśnie tym małoobrazkowym aparatem. Gdyby już wówczas go miał, to pewnie nosiłby go, przewiesiwszy sobie przez ramię, a nie trzymał w nagrzanym samochodzie, gdzie w taki upał negatywy mogłyby się zniszczyć. W tekście czytamy, że Paul posiadał trzy kamery, więc możemy tylko przypuszczać, jakiego sprzętu używał w to upalne popołudnie. Skoro go poganiali, to musiał bardzo szybko ustawiać wszystkie parametry. Leicę raczej trzymałby w ręce. Voigtländer nadawał się raczej do unieruchomienia na statywie. Wiemy, że na pewno nie dysponował lekkim aluminiowym statywem. Był raczej drewniany z metalową głowicą, zbyt ciężki, by go nosić ze sobą w góry. Spieszył się. Pierwsze dwa zdjęcia się nie udały. Doświadczony fotograf wiedział, czy zdjęcie się uda. Potrafił przewidzieć (prewizualizować) obraz, który zamykał w kadr, a na dodatek zmienić go w swej wyobraźni na skalę szarości. W momencie naciskania migawki wiedział już zatem, że coś się nie udało. Co – tego nie wiemy.

 

Prawie sześćdziesiąt lat potem pisarz wraz ze znajomą dokładnie ustali miejsce:

 

...gdzie pod klonem stał fotograf z aparatem. Zdjęcie zostało zrobione na skraju wioski, która od zawsze nazywała się Oberschwedeldorf. Obecnie Szalejów Górny. Po klonie ani śladu. Wzdłuż drogi rosną już inne drzewa. [...] Niełatwo było trafić precyzyjnie tam, gdzie sześćdziesiąt lat temu oschle trzasnęła migawka aparatu. [...] Co prawda, w ogólnych zarysach dawne Bad Altheide stoi na swoim miejscu. Lecz w szczegółach – poczynając od nazwy – nie ma go wcale. Pewne przedmioty na zdjęciu wydają się te same. Ale gdy w gęstwinie drzew, które zarosły większą część miasta, szukaliśmy wieży drugiego kościoła – na zdjęciu jeszcze widocznej – nie znaleźliśmy jej. Zburzono ją w latach 60. Wielu domów ze zdjęcia Paula nie znaleźlibyśmy nawet ze świecą. Pola, niegdyś zagospodarowane, w większości stały się nieużytkami. [...] W końcu udało się odnaleźć ten punkt na nieczynnym parkingu, zarzuconym plastykowym i szklanym śmieciem. Stał tam wypalony wrak TIR-a. [...] Ogólnie rzecz biorąc, nie było tam przyjemnie. Wyjęliśmy aparat fotograficzny. Zrobiliśmy zdjęcia. Dla uczczenia sześćdziesiątej rocznicy tamtego świata, który dla Paula i jego obiektywu był jeszcze żywym, istniejącym rajem (12).

 

Nic już nie pozostało ze świata, który zachował się na negatywie. Konfrontacja z rzeczywistością przyniosła rozczarowanie. Nie ma już tego Śląska, który widzieli bohaterowie powieści. Dla fabuły jednak ważna jest tamta przestrzeń, nieskalana narodowymi emblematami Trzeciej Rzeszy. A zdjęcie, z którego młodzi ludzie:

 

wyskoczyli z szybkością 70 kilometrów na godzinę, pozostanie tam, gdzie je zrobiono. [...] Na zdjęciu przetrwa to, co niezniszczalne; po sześćdziesięciu latach, ciągle jeszcze ten sam, czerwcowy, południowy upał (13).

 

Wydaje się, że właśnie o zdjęciu Blick auf Bad Altheide myślał Waniek, gdy mówił o twarzy modelki skierowanej w stronę obiektywu, ale na tyle oddalonej, że niewyraźnej przy powiększeniu. Na pozostałych fotografiach w albumie Die Schlesische Landschaft rzeczywiście kobieta odwraca twarz. Trzeba przyznać od razu, że seria dolnośląskich pejzaży nie ma jakiejś ogromnej wartości artystycznej. Są to w większości przeciętne zdjęcia, słabo zreprodukowane w albumie i dla dzisiejszego odbiorcy stanowią raczej ciekawy dokument przeszłości niż dzieła sztuki. 

 

Oto na swej drodze spotykamy wreszcie pierwszego teoretyka – Rolanda Barthesa, mamy tu bowiem doskonały przykład odbioru zdjęć z wykorzystaniem studium i punctum. Studium rozumianego jako pozbawione emocji odczytanie informacji zawartej na obrazie warunkowane nierozweralnie z uczestnictwem w danej kulturze, a punctum – jako kwintesencja subiektywnego obcowania z fotografią, jako dostrzeżenie detalu, który porusza patrzącego i nie pozwala o sobie zapomnieć. Jest to element, który nie został z góry przypisany do obrazu, a przez każdego oglądającego może być zidentyfikowany w innym miejscu lub wcale. Idąc tym tropem, studium tego zdjęcia będzie identyfikacja miejsca – Polanica Zdrój, czasu – lato, koniec lat trzydziestych XX wieku, strojów – mundur dawnej straży pożarnej. Punctum to dziewczyna, której twarz pod lupą staje się ziarnistą plamą, więc jest tylko pozornie wyraźna. Dlaczego pisarza nie zaintrygowały twarze mężczyzn na zdjęciu? Oni też byli odwróceni, a tylko Brigitte określana jest tu jako melancholiczka, niechętnie spoglądająca w stronę aparatu. Skoro wszyscy wiedzieli, że Paul ustawia kadr, to powinni byli się odwrócić. Nie były to czasy, kiedy marnowano klatki na negatywie. A tu rażący brak poszanowania dla pracy fotografa i niedbałość o swój wizerunek na późniejszej odbitce. Mimo to jasnowłosa piękność stała się impulsem do wymyślenia historii, w której jest postacią kluczową. I to właśnie seria fotografii, na których ona uparcie odwraca twarz, jest tym, co przykuło uwagę oglądającego. Według Sławomira Sikory:

 

Punctum zmusza do wyjścia poza zastygły sfotografowany moment. Odnosi się do sfery wnętrza patrzącej osoby, porusza i skłania do myślenia, w pewien sposób każe oderwać się od patrzenia. To coś, co zostaje dorzucone do obrazu, choć jednocześnie już tam było (Sikora 2004: 80).

 

Dziewczyna na zdjęciach poruszyła pisarza do głębi, bo uruchomiła jakiś ciąg skojarzeń wychodzących poza ciasne ramy kadru. Sam z resztą w Posłowiu do powieści przyznaje, że jej sylwetka coś (ale nie wiadomo co) mu przypomina (por. 350).

 

Inny rodzaj punctum to element, którego nie ma, czyli symbolika hitlerowska. Na żadnym ze zdjęć, a przypomnijmy, że były robione w latach silnej propagandy, nie doszukamy się niczego, co świadczyłoby o ówczesnej sytuacji politycznej. Są jakby dokumentem ze świata, który wymknął się czasowi. Ze swoistej arkadii, która za nic ma przemijanie. Jest to więc punctum, nazwijmy je nieobecności, które każe zwracać uwagę na obraz w wyniku braku elementów, które ponad wszelką wątpliwość powinny się na nim pojawić. Trzecim rodzajem punctum jest, wspominane już u Barthesa – ukłucie czasowe. Henryk Waniek bardzo często wypowiada się na temat kolei losów Śląska i Ślązaków, dlatego tak ważna przy oglądaniu zdjęć Klosego była świadomość, że to powrót do świata umarłych. W Camera lucida krytyk przedstawił przykład zdjęcia skazańca na krótko przed egzekucją. I właśnie świadomość, że ów za chwilę zginie, była poruszająca, wręcz wstrząsająca – jakby samemu spoglądało się w twarz śmierci. Tym samym też obcowanie z obrazem nieistniejącego Śląska stało się traumą (w rozumieniu Barthesa). Napięcie czasowe: to jeszcze istnieje, ale zaraz zniknie – wywołane przez fotografie, przenosi się na samą fabułę, pełną zawirowań czasowych. Przytoczmy fragment recenzji powieści:

 

Waniek nie byłby Wańkiem, gdyby, podróżując ze swymi bohaterami między Gliwicami i Zgorzelcem, nie ujawniał się również jako narrator, który wie, co stanie się potem. Który wie, że stygmaty śmierci tamtego świata muszą być odkryte i z sarkazmem ujawnione. Zachowuje się więc jak ktoś, kto zna klucz do sarkofagu, w którym zmieścił się cały Śląsk, nie tylko Paul i Brigitte. Uchylił wieko, a nam, czytelnikom, kazał zaglądnąć do środka, abyśmy się zachwycili widokiem uśmierconego kraju (Karwat 2003).

 

Pisarz otwiera przed nami album kraju przodków, wertuje go w jedną i drugą stronę, uprzedzając i komentując fakty. W swoim okrucieństwie (a może właśnie życzliwości) odbiera czytelnikowi szansę na oczekiwanie szczęśliwego zakończenia. Co więcej, pokazuje od razu ostatnią – pustą – stronę albumu i za chwilę wraca, jakby nigdy nic, do zdjęcia z wesoło pędzącym po szosach Adlerem.

 


<<< 1 2 3 4 5 6 >>>